Wywiad nr 2010/25/2

Zofia Lebowska, wywiad z Tadeuszem Szynkiewiczem

Gdzieś ty do licha jest?

Czyli o zaginionych kompanach, niewłaściwych paczkach i setkach milicjantów.

Działalność mego rozmówcy zaczęła się wraz z początkiem stanu wojennego, a zakończyła z jego końcem. Opowieści, które mogłabym tu opisać są niezliczone, lecz ograniczyliśmy się tylko do jednej anegdoty.

 

Pewnego dnia udaliśmy się z kolegą Wiktorem do Torunia po odbiór paczek dla nas (rejon Golub-Dobrzyń). Pech chciał, iż w tym czasie odbywały się procesy morderców księdza Jerzego Popiełuszki, przez co na ulicach gromadziły się liczne zastępy milicji. Dojeżdżając na miejsce, zorientowaliśmy się, że wpadliśmy w oko cyklonu, ponieważ adres pod którym czekały na mnie paczki był niedaleko sądu. No, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz! Dziarsko, próbując nie wzbudzać podejrzeń udałem się na miejsce, otworzyła mi starsza kobieta – było widać iż wieloletnia konspiratorka. Wchodząc do pomieszczenia, poczułem papierosowy dym, potem zobaczyłem parawan, a kobieta pokazała mi paczki i kazała być cicho – zrozumiałem, iż obok toczy się zebranie.

Paczki wydawały mi się za duże na nasz okręg, a po jednej od razu poznałem, że jest to maszyna do pisania. Wydawało mi się to dziwne, lecz bez dyskusji zabrałem manatki. Idąc do syrenki Wiktora, uważałem dużo bardziej. Gdyby któryś z milicjantów mnie złapał! Ehhh, wtedy byłoby ciężko. Dołażąc do samochodu, zauważyłem że mojego kompana diabli wzięli! Nerwy rosły, nie ma co! Czekałem tam, nerwowo rozglądając się dookoła, aż ten wyrósł jakby z podziemi. Był na papierosie, myślał, że będę długo nie wracał.

Udając się w drogę powrotną, przygody nas nie opuszczały! Po czterech kilometrach zauważyłem że nie mamy zapalonych świateł, o czym od razu poinformowałem kolegę – gdyby nas złapano z maszyną do pisania i dwiema paczkami, w których nawet nie wiem co jest… No mogłoby być niewesoło. Na pewno szybko by nas nie wypuścili.

Na miejscu upewniliśmy się – w paczkach były gazety, książki, materiały do farby drukarskiej oraz właśnie maszyna do pisania! Mnie i kolegom coś nie pasowało, no ale skoro dali… Mieliśmy zamiary korzystać z niej, mimo posiadania już jednej (wydawaliśmy własną gazetę), ale nasze nadzieje szybko zostały zgaszone. Następnego dnia zadzwonił ktoś z Torunia, że paczka była tak naprawdę do Bydgoszczy, a ktoś przy wydawaniu się pomylił. Następnego dnia paczki odebrano. Tyle roboty diabli wzięli!

 

Wspomnienie Tadeusza Szynkiewicza, Działacza Solidarności w Golubiu-Dobrzyniu